środa, 26 października 2011

antyfeminizm, czy anty feminizm

Wywołałem parę dni temu niezłą burzę.
Wziąłem udział, wyjątkowo ostatnio, w dyskusji na pewnym portalu, na temat parytetów.
(Czemu ostatnio wyjątkowo biorę w czymś takim udział - opisze przy okazji, bo to grubsza sprawa)
Otóż wyczytałem tam na tyle ... niedopracowane [tak, to obecnie najlepsze słowo;-)] argumenty, że nie wytrzymałem.

Napisałem, że absolutnie jestem ZA !!

Koniecznie musimy je wprowadzić i (ale to kategorycznie !!) nie zatrzymujmy się na początku drogi, ani nawet w pół !!!

Parytety z góry na dół, wszędzie, w każdym miejscu,a nie tylko sejm, czy rady nadzorcze !!

I jutro chcę zobaczyć obsługę śmieciarki, która zajedzie pod mój blok, składającą się w połowie z kobiet !!!

A potem połowę obsady górników na przodku, a potem ... ależ tak - wszędzie i bez wyjątku.

I się zaczęło ...

Szczerze mówiąc właśnie to mnie wkurza. Czemu parytety? Czemu na listach wyborczych, w radach nadzorczych?
To mi przypomina pewną sytuację z mojej pracy sprzed kilku lat. Dyskutowałem o równouprawnieniu z koleżanką.
Żeby było jasne. Dla mnie brak jakichkolwiek nakazów i zakazów oznacza równouprawnienie. Wszystko inne, to szukanie przywilejów. Tzn. wychodzi na to, że nie byłem i nie jestem za równouprawnieniem (powszechnie rozumianym), a moja koleżanka była i dość się zaangażowała w tej dyskusji.
Nic nie rozstrzygnęliśmy i pozostaliśmy na swoich pozycjach.
W dniu poprzedzającym Święta u nas w pracy panuje zazwyczaj, że panie wypuszcza się do domów jeszcze przed płudniem, bo mają więcej pracy w domach itp. (cóż za seksizm!!) I moja koleżanka przyszła się pożegnać i życzyć wszystkiego najlepszego. Wtedy ja "wymierzyłem oskarżycielski palec w nią i zapytałem, czemu nie zostanie z nami? Jest za, czy przeciw równouprawnieniu?"
Na co ona poczerwieniała i odpowiedziała, że "już rozumie".
Czego i życzę innym paniom.